piątek, 11 grudnia 2015

wtorek, 15 września 2015

niedziela, 19 kwietnia 2015

"Oczy oknem duszy."

  Teoretycznie nigdy nie robię nic, praktycznie ciągle nad czymś przesiaduję (dopieszczam plan zagłady;)) i rozkminiam co z czym, ewentualnie na kiedy ogarnąć. I wiecznie brakuje mi czasu a przecież każdy z nas ma go tyle samo. Nie, że nie rysuję, ten rok choć niedawno się zaczął był bogaty w przeróżne portrety lecz są to niestety prace, które nie ujrzą internetowego światła dziennego nigdy. Dlatego, zmotywowana brakiem jakiegokolwiek wpisu z nowym rysunkiem od kilku dobrych miesięcy postanowiłam zebrać się w garść i coś stworzyć. A  z racji tego, że kadr oczu z pewnego filmu dość mocno zapadł w mej pamięci, stwierdziłam że nie poczuję się mentalnie spełniona póki tego nie narysuję.


   Zadanie samo w sobie nie należało do najłatwiejszych, jakiej kredki miałam użyć by kolor oczu był równie realistyczny co obrazek wyżej? Właśnie, kredki! Kredki z którymi moje przeżycia nigdy nie należały do szczególnie genialnych i wartych zapamiętania. Umniejszając jednak powagę sytuacji i fakt, że stracę wiele godzin jeśli schrzanię i totalnie zniechęcę się do kolorowych rysunków postanowiłam zacząć, w myśl kawałka tekstu Huczuhucza "Jak nie teraz, to kiedy niby?". 
   Zaczęłam od linii pomocniczych i szkicu początkowego, narysowałam raz, drugi, za trzecim stwierdziłam że oczy wreszcie zaczynają kształtem przypominać te, które chcę narysować. Zrobiłam jedno i zabrałam się za tworzenie drugiego. 
  I najwyższa pora nadeszła na wzięcie kredek. Jedno oko...

   Kto by pomyślał, że do zrobienia samej tęczówki będę potrzebować aż 6 kolorów i ołówek?
   Po małym porównaniu i stwierdzeniu, że choć kolor zielonego jest mocniejszy (skąd wytrzasnąć inną kredkę?) oko jest w miarę podobne stwierdziłam że dalej będę się bawić kolorami.

   Ciężko jest dobrać kredkę tak by kolor skóry był odpowiedni, naturalny. Próbowałam pomarańczowego, różowego - nic z tych rzeczy, albo wygląda landrynkowo albo kompletnie nienaturalnie. I ni stąd ni zowąd wybór padł na kredkę w kolorze brązu co okazało się strzałem w dziesiątkę bo korygując ustawienie rysika i siłę nacisku możemy otrzymać wiele odcieni w tym taki, który najbardziej przypomina skórę. Pierwszy poważniejszy rysunek zrobiony kredkami - zaliczony.
   A o to i efekt końcowy. ;)



niedziela, 29 marca 2015

Zamówienie #9 - Gołompek

                                                                        <Klik!>  
    Gołompek zrobiony w początkach mojej rysunkowej kariery, zaczynający się rok 2013 przywitały Gołompki aż dwa. ;)
     I tak wisi sobie na ścianie już dwa lata a nadal jest w stanie bardzo dobrym, bez antyramy, bez ramki, bez niczego. Da się? Oczywiście. ;)

czwartek, 22 stycznia 2015

Irokezy, dredy, tatuaze - czyli pracy domowej czesc 2. ;)

   Część druga nadchodzi, prawie rok świetlny później ale... jest. ;) Dobrze że w podobnym tempie nie oddałam tej pracy bo pewnie nie doczekałabym się pozytywnej oceny. Mniejsza z tym, zaczynam powoli odchodzić od tematu a przecież nie o to tutaj chodzi.
   Skoro pierwszą pracą była zadziorna punkówa więc na co teraz postawić? Z pewnością nie na jakiś zwyczajny, oklepany motyw salonu fryzjerskiego. Wiecie, fotel, kilka przyrządów i ta-dam!, mamy to. Koniec końców padło na nią, dziewczynę równie charakterystyczną jak poprzednia.


   Standardowo zaczęłam od szkicu, później powolutku zajęłam się wypełnianiem. Już chyba weszło mi w nawyk zaczynać cieniowanie od twarzy - wtedy praca od samego początku nabiera życia. F pokryłam całą powierzchnię twarzy, lekko by pokryć pory kartki a nie zamazać konturów i nie sprawić, że pierwsza warstwa będzie na tyle wyraźna, że zamaże kolejne. Później w ruch poszły miękkie ołówki, od B do 8B. Zajęłam się najpierw zrobieniem oczu i ust, to kolejne punkty na liście "A co by tu najpierw wycieniować?" ;)

   Praca nie mogła być nudna, miał być w niej punkt na środku kartki szczególnie przyciągający uwagę. Tutaj będzie nim tatuaż na plecach dziewczyny. By nie zlewał się z ołówkami ciapnęłam go czarnym flamastrem. "A co tam, jak szaleć to szaleć - najwyżej zrobię kolejny jeśli będzie to słabo wyglądać." - siedziało mi w głowie.

       To co już narysowane przykryłam kartką by przypadkiem nie rozmazać tego dłonią w trakcie dalszej pracy. 
  
   W zerówce wypełniało się szlaczki w zeszyciku... A tak wygląda nieco hardcorowa wersja wypełnienia paręnaście lat później. ;)
   W tatuażu mamy kwiat, pięknie rozłożony kwiat i szkoda byłoby go wrzucić do szuflady z podpisem "A bo tu czarne miało być". Kumpela siedząca obok będąc tego samego zdania, wręczyła mi czerwony flamaster z okrzykiem "Rób czerwony, będzie zaje*!"

 
      Dokończyłam więc mniej więcej wypełnianie szlaczków i zajęłam się dalszą częścią.
      W międzyczasie starłam niepotrzebne już linie pomocnicze i ruszyłam z kolorami.
  
      Kolorami? Tak. Sam czerwony byłby nieco słaby, postanowiłam go lekko zmieszać z pomarańczą.Ot, takie małe przejście. Którego niemalże nie widać tu na zdjęciach, cóż...

 
      Dorzuciłam małe cieniowanie ołówkiem na flamastrze by kwiatek stał się nieco bardziej realistyczny.

   Zostało jedynie dokończyć włosy i resztę ciała. 
      I tak się robi pracę domową. ;)