czwartek, 22 stycznia 2015

Irokezy, dredy, tatuaze - czyli pracy domowej czesc 2. ;)

   Część druga nadchodzi, prawie rok świetlny później ale... jest. ;) Dobrze że w podobnym tempie nie oddałam tej pracy bo pewnie nie doczekałabym się pozytywnej oceny. Mniejsza z tym, zaczynam powoli odchodzić od tematu a przecież nie o to tutaj chodzi.
   Skoro pierwszą pracą była zadziorna punkówa więc na co teraz postawić? Z pewnością nie na jakiś zwyczajny, oklepany motyw salonu fryzjerskiego. Wiecie, fotel, kilka przyrządów i ta-dam!, mamy to. Koniec końców padło na nią, dziewczynę równie charakterystyczną jak poprzednia.


   Standardowo zaczęłam od szkicu, później powolutku zajęłam się wypełnianiem. Już chyba weszło mi w nawyk zaczynać cieniowanie od twarzy - wtedy praca od samego początku nabiera życia. F pokryłam całą powierzchnię twarzy, lekko by pokryć pory kartki a nie zamazać konturów i nie sprawić, że pierwsza warstwa będzie na tyle wyraźna, że zamaże kolejne. Później w ruch poszły miękkie ołówki, od B do 8B. Zajęłam się najpierw zrobieniem oczu i ust, to kolejne punkty na liście "A co by tu najpierw wycieniować?" ;)

   Praca nie mogła być nudna, miał być w niej punkt na środku kartki szczególnie przyciągający uwagę. Tutaj będzie nim tatuaż na plecach dziewczyny. By nie zlewał się z ołówkami ciapnęłam go czarnym flamastrem. "A co tam, jak szaleć to szaleć - najwyżej zrobię kolejny jeśli będzie to słabo wyglądać." - siedziało mi w głowie.

       To co już narysowane przykryłam kartką by przypadkiem nie rozmazać tego dłonią w trakcie dalszej pracy. 
  
   W zerówce wypełniało się szlaczki w zeszyciku... A tak wygląda nieco hardcorowa wersja wypełnienia paręnaście lat później. ;)
   W tatuażu mamy kwiat, pięknie rozłożony kwiat i szkoda byłoby go wrzucić do szuflady z podpisem "A bo tu czarne miało być". Kumpela siedząca obok będąc tego samego zdania, wręczyła mi czerwony flamaster z okrzykiem "Rób czerwony, będzie zaje*!"

 
      Dokończyłam więc mniej więcej wypełnianie szlaczków i zajęłam się dalszą częścią.
      W międzyczasie starłam niepotrzebne już linie pomocnicze i ruszyłam z kolorami.
  
      Kolorami? Tak. Sam czerwony byłby nieco słaby, postanowiłam go lekko zmieszać z pomarańczą.Ot, takie małe przejście. Którego niemalże nie widać tu na zdjęciach, cóż...

 
      Dorzuciłam małe cieniowanie ołówkiem na flamastrze by kwiatek stał się nieco bardziej realistyczny.

   Zostało jedynie dokończyć włosy i resztę ciała. 
      I tak się robi pracę domową. ;) 

4 komentarze: